Pięćdziesiąt twarzy Gowina

Na moich łamach Jarosław Gowin pojawia się zaskakująco często. To na pewno jeden z najważniejszych polskich polityków ostatnich dwóch dekad, o którym krąży całe spektrum opinii.

Moje zdanie na temat Gowina wyraziłem już w dwóch artykułach:

  1. (Nie)Porozumienia dla Polski, opublikowany 5 listopada 2017 roku
  2. NiePorozumienie Jarosława Gowina, opublikowany 3 kwietnia 2020 roku

Według mnie jest to polityk, który świetnie potrafi dostosowywać się do sytuacji i utrzymywać na szczytach władzy. Doskonale wyczuwa polityczne trendy, które pozwalają mu ocenić skąd wieje wiatr. Dzięki temu jest w stanie ustawić się w takiej pozycji, aby ciągle być blisko sterów. Umożliwia mu to podłoże ideologiczne jakim jest republikanizm.

Czym jest ta idea? To twór na tyle płynny, że właściwie niemal każdy możliwy pogląd lub działanie można podciągnąć pod republikańskość. W tym również budowanie największej socjalnej koalicji w historii III RP. Republikanie bowiem nie mają zbyt wielu jasno sprecyzowanych poglądów, a ich szeregowy działacz zapytany czym jest republikanizm, najprędzej odpowie ogólnikiem typu: „dobro wspólne, suwerenność państwa polskiego w wymiarze zewnętrznym i wewnętrznym, ochrona życia”. Założenia republikanizmu dają szerokie pole do interpretacji i działania. W jego ramach można być zwolennikiem deregulacji i redystrybucji jednocześnie, a szczegółowe postulaty dobierać pod aktualne zapotrzebowanie i koniunkturę polityczną.

Dziś natrafiłem na artykuł Krzyśka Reglińskiego, znajomego z czasów mojej krótkiej przygody z działalnością polityczną, w którym Autor kreśli zupełnie inne podejście do osoby Jarosława Gowina. To próba wydobycia neutralnej, wypośrodkowanej opinii, która jest sprzeczna z założeniami krytyków. Wedle tej narracji Gowin dostosowuje się do sytuacji politycznej i odgrywa wręcz rolę męża stanu. Jak pisze Krzysiek:

(Z)arzuty wynikają ze złego zrozumienia prawdziwych celów politycznych Jarosława Gowina. Działalność prezesa Porozumienia skupia się na wprowadzeniu możliwie wielu reform, bez oglądania się na związane z tym straty wizerunkowe. Jeśli miałoby to przynieść realne korzyści, Jarosław Gowin gotowy jest rozmawiać nawet z diabłem.

Wydaje mi się, że to nieprawidłowa interpretacja. Gotowość do paktowania z diabłem nie jest poświęceniem, lecz chłodną kalkulacją. Została ona obliczona właśnie po to, aby tworzyć wizerunek Gowina jako polityka pragmatycznego, któremu zależy wyłącznie na przeprowadzaniu reform. Jest to jednak wyłącznie marketing polityczny, który ma niewiele wspólnego z praktyką władzy.

Załóżmy jednak, tak jak postuluje w swoim tekście Krzysiek Regliński, że Gowin jest rzeczywiście sprawnym politykiem, który wchodzi w najgorsze możliwe układy, aby przepchnąć dobre reformy. Jeśli taki jest cel to trzeba wziąć również pod uwagę jego koszta. W pozycji Jarosława Gowina kosztem jest legitymizacja wszystkich złych działań rządu, którego jest członkiem. Co udało się zatem prezesowi Porozumienia wywalczyć przez te wszystkie lata diabelskich paktów? Deregulację na pół gwizdka i budzącą merytorycznie wiele wątpliwości Konstytucję dla Nauki. Za jego poparciem znalazła się również w rządzie Beaty Szydło jedna z najbardziej kompetentnych osób na ministerialnym stołku w ostatniej dekadzie – w dłuższej perspektywie też by była niewątpliwe w czołówce – czyli Anna Streżyńska.

Drobna dygresja w kwestii Streżyńskiej. To była bardzo dobra minister, która w kwestii cyfryzacji państwa robiła i chciała zrobić wiele merytorycznie dobrych rzeczy. Problem jednak tkwi w tym, że cała jej praca, gdyby tylko pozwolono jej dokończyć wdrażanie swojego programu, zostałaby najpewniej wykorzystana w celach przeciwnych do zamierzonych. Zamiast zmniejszającej biurokrację informatyzacji, mielibyśmy do czynienia z ułatwieniami w inwigilacji obywateli. Doszło bowiem do sytuacji, w której Streżyńska chciała rozszerzyć cyfrowe kompetencje państwa pod kierownictwem rządu, dla którego największą, potencjalną korzyścią z cyfryzacji jest właśnie możliwość zwiększenia kontroli nad poczynaniami obywateli.

Przypadek minister Streżyńskiej doskonale pokazuje, że zakładana, pragmatyczna i szlachetna postawa Jarosława Gowina jest niekorzystna z punktu widzenia jej kosztów. W zamian za, powiedzmy sobie szczerze, drobne reformy, legitymizuje całe mnóstwo złych, wielkich reform, które psują gospodarkę i państwo prawa. Fakt, że Gowin w tym uczestniczy, ale się nie cieszy, jest marnym pocieszeniem.

Jeśli więc bierzemy pod uwagę pełen obraz sytuacji to wyraźnie widać, że merytoryczne korzyści wynikające z obecności Jarosława Gowina w rządzie są mizerne w porównaniu z kosztami. Jest jednak inny wymiar, w którym jego obecność na szczytach władzy przynosi korzyści. Tym razem jednak nie dla dobra ogółu, na rzecz którego Gowin tak bardzo ma lawirować w sejmowych kuluarach. Beneficjentami są republikańscy działacze, którzy otrzymują intratne posady w administracji publicznej oraz spółkach skarbu państwa.