Wciąż nie brakuje w środowisku liberalnym osób (i nie tylko, ale do liberałów z racji ideowych mam szczególny żal), które dały sobie wmówić, że tylko siedzenie 24/7 w domu może nas zbawić i podoba im się opresyjność państwa.
Ciekawe czy ci zwolennicy przymusu tak ochoczo klaskaliby reżimowi, gdyby dostali 12 tysięcy złotych kary za to, że po prostu szli po chodniku? To jest niewiarygodne, jak pod wpływem strachu ludzie są gotowi zrzec się wolności i swoich praw. Ze strony liberałów jest to szczególnie karygodne.
Ograniczanie bezpośrednich kontaktów międzyludzkich jest na ten moment jedynym rozwiązaniem jakie mamy, nie zaprzeczam temu. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy klaskać, gdy władza próbuje to wymusić poprzez opresję wobec biegaczy, rowerzystów, spacerowiczów czy ojca, który wyszedł z dziećmi na podwórko za blokiem. Czy naprawdę rowerzystka samotnie poruszająca się po bulwarach stanowi aż tak wielkie zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa publicznego, że należy ją traktować gorzej niż niejednego złodziejaszka?
Gdzie jest ta magiczna granica pomiędzy państwem opresyjnym a liberalnym? Skoro w ocenie części liberałów strefy wolne od LGBT i zakaz palenia marihuany były w „normalnych” czasach przejawem państwa totalitarnego – a niemalże komunizmu – to jak nazwać to, na co zezwoliła policji władza obecnie? A zezwoliła na arbitralne karanie i opresję nawet wobec ludzi, którzy swoim postępowaniem nikomu nie zagrażają. Katalog przestępstw bez ofiar właśnie znacznie się poszerzył, a wystraszeni „liberałowie” temu klaszczą, zupełnie tak, jakby ojciec spędzający czas z dziećmi na świeżym powietrzu (na zamkniętym podwórku!) był jakimś zwyrodnialcem.
To jest idealny czas, aby się zastanowić czy jest się za liberalizmem czy może jednak nie. Wolności łatwo bronić, gdy największym problemem tego świata są strefy wolne od LGBT. Taki kryzys jak obecnie jest świetnym papierkiem lakmusowym. Oddziela liberałów od tych, którym się wydaje, że są liberałami, bo chcieliby palić marihuanę legalnie.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.