„Wicepremier Gowin to obecnie bardzo ważna postać na polskiej scenie politycznej. Jego wpływy i elektorat są bardzo duże. W obozie Zjednoczonej Prawicy stanowi „wolnorynkowe” skrzydło, bez którego Prawo i Sprawiedliwość nie mogłoby rządzić samodzielnie w Sejmie. Pomimo to, trudno zauważyć jakikolwiek wpływ rzekomo wolnościowych gowinowców na politykę obecnego rządu. Jeśli jednak przyjrzymy się uważnie postaci Jarosława Gowina to staje się jasne, że jego wolnościowość jest dość mocno ograniczona i jedyne, co temu politykowi się udało to… wzmocnienie osobistej pozycji na szczytach władzy.”
Tak właśnie ponad 2 lata temu pisałem o nowym bohaterze zbiorowej wyobraźni politycznej, jakim stał się dziś Jarosław Gowin. Polityk, który miał powiedzieć Jarosławowi Kaczyńskiemu „szach!’, aby zbawić uciemiężony naród. Problem jedynie tkwi w tym, że Gowin to nie jest żaden bohater, a mistrzowsko zaszachowywać potrafi co najwyżej naiwnych wyborców i działaczy.
W obecnym kryzysie opinia publiczna – kreowana przez rozmaitych liderów opinii – zmienia bohaterów błyskawiczenie. Jeszcze nie tak dawno był nim minister zdrowia Łukasz Szumowski. Gdy zaczęło stawać się jasne, że Szumowski jednak nie daje sobie rady tak dobrze, jak by chciał tego centralny komitet propagandy, w świetle fleszy znalazł się pięknie odgrywający rolę romantycznego buntownika Szymon Hołownia. Nie trzeba jednak było wiele czasu, aby liderzy opinii Hołownię porzucili. Potrzebowali kogoś, kto ma realny czy choćby nawet urojony wpływ na Jarosława Kaczyńskiego. No i znaleźli – Gowina.
I nagle, jak na zawołanie, ruszyła nieprawdopodobna opowieść. Podobno, gdy przepychano siłą słynną „Tarczę”, wicepremier Gowin potrzebował „ochłonąć”. Tym samym człowiek, który głosuje za powiększaniem zakresu władzy państwa, ale się z tego nie cieszy, został postawiony w pozycji rewolucjonisty zmieniającego zasady gry. Miał wyprowadzić z rządu swoich ministrów, a z koalicji Zjednoczonej Prawicy posłów. Niektórzy nieśmiało proponowali, aby został nawet premierem rządu przejściowego z udziałem całej opozycji. A wszystko to z wiarą, że facet legitymizujący swoją osobą i stanowiskiem łamanie prawa i konstytucji w jakiś sposób się nawrócił.
Co ostatecznie zrobił Gowin? Rzucił dziś w twarz wszystkim wciąż jeszcze naiwnie w niego wierzącym bardzo wątpliwym prawnie projektem przedłużenia kadencji Andrzeja Dudy o 2 lata. Tym samym po raz kolejny udowodnił, że trzonem ideologii, którą się kieruje jest przedziwny zwierz w świecie polityki – republikanizm. O nieprawdopodonych zdolnościach tego żyjątka pisałem – w tym samym tekście, z którego pochodzi cytat we wstępie – następująco:
„Kluczową rolę (…) gra idea republikańska. Jest to twór na tyle płynny, że właściwie niemal każdy możliwy pogląd lub działanie można podciągnąć pod republikańskość. W tym również budowanie największej socjalnej koalicji w historii III RP. Republikanie bowiem nie mają zbyt wielu jasno sprecyzowanych poglądów, a ich szeregowy działacz zapytany czym jest republikanizm, najprędzej odpowie ogólnikiem typu: „dobro wspólne, suwerenność państwa polskiego w wymiarze zewnętrznym i wewnętrznym, ochrona życia”. Internauci już zdążyli wyśmiać logo nowej partii Gowina, że przedstawia kręgosłup moralny wicepremiera. Jednakże równie trafnie symbolizuje ono republikanizm, bowiem jego założenia dają szerokie pole do interpretacji i działania. Można być wtedy zwolennikiem deregulacji i redystrybucji jednocześnie, a szczegółowe postulaty dobierać pod aktualne zapotrzebowanie i koniunkturę polityczną. I takie jest też właśnie Porozumienie.”
Obecne wydarzenia udowadniają, że to była właściwa ocena. Jarosław Gowin i jego republikanizm po raz kolejny się dostosowały, co – ponownie przytaczając moje słowa sprzed dwóch lat – „dobrze wróży jedynie Jarosławowi Kaczyńskiemu, który znów okazuje się przebiegłym zwycięzcą w polskim „domku z kart”.”