Polityką interesuje się od bardzo dawna. Jest istotną częścią naszego życia. Przeważająco tą jego negatywną stroną. Czy jednak warto poświęcać bieżącej polityce swój czas?
Jeszcze kilka miesięcy temu odpowiedziałbym bez wahania: tak. Politycy decydują o rzeczywistości, która nas otacza. Wymiernie wpływają na życie wszystkich ludzi na Ziemi. Podatki, regulacje i wojny – przeciętny człowiek jest obiektem rządowych celów i narzędziem do ich spełniania. Nie ma takiej niegodziwości, której nie dopuściłby się nawet najbardziej liberalny rząd. Z tego powodu wydawało mi się oczywiste, że śledzenie bieżących wydarzeń politycznych jest istotne.
Dziś bez wahania odpowiadam: nie, jeśli chcesz zachować rozum i godność człowieka.
Wojna plemion
W Polsce od kilku lat nie jest zbyt trudno przewidzieć geograficzny rozkład głosów w wyborach. Na zachodzie wygrywa Platforma Obywatelska, na wschodzie Prawo i Sprawiedliwość. Wygrywa ten, kto zaangażuje więcej elektoratu. Od niemal 15 lat obserwujemy postępującą wojnę plemion, która służy partykularnym interesom partyjnej wierchuszki. PO była zła, PiS jest jeszcze gorsze. I z wielkim prawdopodobieństwem powrót Platformy do władzy może być czymś jeszcze gorszym. My, wyborcy jesteśmy celem tych działań. Ma być gorzej i mamy winić za to naszych szefów, współpracowników i kapitalizm. A gdy będzie tak źle, że nie będziemy w stanie sobie poradzić sami, mamy błagać naszych przywódców o pomoc. Ten plan udaje się politykom perfekcyjnie.
Na pozór wydaje się, że poszczególne partie i bloki polityczne się od siebie istotnie różnią. Ciągle się kłócą i nie zgadzają ze sobą. Lecz to tylko gra pozorów dla naiwnych. Nie ma tu wyjątków. Są co prawda w świecie politycznym jednostki o czystych i wzniosłych intencjach. Lecz poprzez sam fakt, że dążą do zmiany środkami politycznymi wystawia ich na ryzyko konieczności współpracy z ludźmi, których cele są wyłącznie samolubne i złe.
W całej tej wojnie plemion przestała być już ważna nawet spójność poglądów. Dziś można wyrzekać się tego, czego broniło się wczoraj. Cel uświęca środki. Wprost tą filozofię polityki wyłożył przy okazji ostatnich wyborów Sławomir Mentzen, prominentny korwinista. Pan Mentzen, który jeszcze w zeszłym roku figurował na merytorycznego polityka, uległ całkowicie pod ciężarem „robienia polityki”. I publiczne wyraził to, o czym politycy nie chcą mówić otwarcie. Jeśli miałbym skrócić wystąpienie pana Mentzena w jednym zdaniu, brzmiałoby ono następująco: Drodzy wyborcy, jesteście podatni na emocjonalny, niemerytoryczny przekaz i musimy to wykorzystać.
Ocalić własne życie
Mentzen to nie pierwszy i nie ostatni polityk, któremu się wymsknęło czym naprawdę polityka jest. To strzyżenie baranów na rzeź. Wyborca jest zawsze przegrany. Nawet jeśli pozornie zyskał na swoim wyborze. Tak jak wszyscy Ci, którzy „zyskali” na 500+ i wolnych niedzielach.
Polityka wiedzie drogą iluzji dobrobytu. Politycy, dziennikarze i wyborcy uczestniczą w grze pozorów, której ostatecznym efektem jest wyłącznie chaos i zniszczenie.
Osobiście angażowałem się w bieżącą politykę z każdej możliwej strony. Jako polityk, dziennikarz, działacz trzeciego sektora i wyborca. To kilka lat doświadczeń i obserwacji, które sprawiły że dziś patrzę na politykę inaczej niż kiedyś. Nie mam już złudzeń, że za pomocą polityki można zmienić świat. Postawienie u sterów władzy odpowiednich, prawych ludzi nie wystarczy. Prędzej władza ich zdeprawuje niż da im szansę na zaprowadzenia prawdziwej, pozytywnej zmiany.
Ta ostatnia nigdy nie rozpoczyna swojego biegu w politycznych gabinetach. Jeśli pragniemy rzeczywistej zmiany, nie ma co liczyć na polityków. Bowiem wszystko co dobre ma swoje źródło w nas samych. Zamiast bawić się w politykę lub powierzać swój czas i zaangażowanie na polityczne spory, lepiej jest być motorem napędowym realnego postępu. Pytanie brzmi, jak to zrobić?
Wielka inicjatywa postępu
Odpowiedzi może być tak wiele, jak wielu jest ludzi na całym świecie. Każde z nas może przyczynić się do budowy lepszego, piękniejszego i bogatszego świata. Czasami to będzie coś, co polepszy wyłącznie życie naszej rodziny, a czasami coś, co odmieni życie milionów ludzi. Cały proces zaczyna się od zmiany nas samych. Jeśli chcesz ocalić świat, najpierw zaprowadź porządek we własnym domu. Powyższa metafora autorstwa Jordana Petersona symbolizuje coś, czego nie jesteśmy uczeni w szkołach. Umiejętność, która jest tak potężną, że zdeprawowane jednostki chciałyby jej istnienie ukryć przed światem i zachować wyłącznie dla siebie. To zdrowy, wyćwiczony i zawsze gotowy do podjęcia wyzwań mózg.
My, ludzie potrafimy dokonywać naprawdę wielkich i zaskakujących czynów. Cały czas przestawiamy granicę naszych fizycznych i umysłowych zdolności. Potrafimy tworzyć rzeczy diabelsko użyteczne, jak również nieziemsko piękne. I dokonujemy tego od wieków na przekór ludziom władzy. Postęp to coś, czego Ci ludzie nie lubią, ponieważ nie są w stanie tego kontrolować. Postęp udowadnia, że politycy i władcy nie są nam do niczego potrzebni.
Za każdym razem, gdy w naszym życiu następuje coś dobrego, wynika to albo z naszego własnego zaangażowania, albo z dobrowolnego zaangażowania innych ludzi. Nie można tego osiągnąć przymusem. Jedyna droga to nasze własne, osobiste dokonania.
Prawdziwa zmiana
Dlatego właśnie, „ja to chromolę”. Bieżąca polityka to droga na manowce. Wolę iść tam, gdzie można dokonać prawdziwej zmiany. Rozmawiać na tematy, które są naprawdę istotne. Kreatywnie rozwiązywać problemy bez proszenia się polityków o pomoc. Spędzić mój czas na tym świecie tak, aby sprawić by choć trochę stał się lepszy.
Muszę jednak tutaj wtrącić krótkie wyjaśnienie. Chodzi mi wyłącznie o bieżącą politykę. Czyli wszystko to, z czym możemy zapoznać się na ogół w mediach. Sprawy typu: premier powiedział A, lider opozycji powiedział B, a Korwinowi przypomniała się na to anegdotka o Hitlerze itp. itd.. Nie warto na to po prostu tracić czasu. Przestańmy śledzić to bełkotliwe reality show, w którym zwycięzcą jest ta osoba, która ma więcej teczek i zna lepsze obelgi, tylko po to, aby o tym wszystkim w ciągu kilku dni zapomnieć. Warto natomiast interesować się rdzeniem, który jest ukryty za tą żenującą fasadą – politologią, ekonomią, prawem, filozofią, socjologią, psychologią. Po to, abyśmy mogli ocenić czy sztandarowe działania rządu, takie jak nowe programy socjalne czy podwyżka płacy minimalnej są dobrą wiadomością czy złą; czy w wyniku tych zasadniczych zmian czekają nas lepsze czy gorsze czasy i jak rozpoznać czy rząd po prostu nie ściemnia.
Nie powinniśmy jednak nigdy oglądać się na bieżącą politykę. Ani nawet stawiać sobie celów politycznych. Zawsze natomiast powinniśmy się rozwijać. Jako jednostki i jako gatunek. Nie traćmy czasu na podstępy i konszachty. Nie mamy go znowuż aż tak wiele. Wykorzystajmy go więc tak, aby urzeczywistnić nasz potencjał. W każdym z nas jakiś drzemie. Musimy go tylko odkryć i podążać drogą ku lepszemu życiu. Nie jest to łatwe. Nie zawsze jest przyjemne. Kosztuje czasami więcej niż wydaje się, że jest tego warte. Jedno jest jednak pewne. Ostateczny efekt wart jest tego wysiłku. Tego samego nie można z całą pewnością powiedzieć o polityce.
Obraz na podstawie pracy Manfreda Antranias Zimmera z Pixabay.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.