O wywracaniu stolika z planszą

Od ponad 10 lat interesuję się i zajmuję polityką. Widziałem jak ta branża działa ze strony wyborcy, polityka, działacza trzeciego sektora, jak i dziennikarza. Pobieżna obserwacja może prowadzić do wniosku, że jest to dość chaotyczny światek. Jednakże jest on co najwyżej niestabilny lecz jednocześnie bardzo ściśle ułożony. Obowiązują w nim pewne zasady, choć czasami są one brutalne, niesmaczne i niemoralne.

Odkąd interesuję się polityką, zaliczyłem fascynację kilkoma różnymi nurtami, ruchami i partiami. W poszukiwaniu właściwej ideologii i wizji poznałem wiele opcji i poglądów. Zawsze jednak wybierałem środowiska spoza głównego nurtu. Takie, które kontestują i chcą zmienić fatalne status quo.
Charakterystyczną cechą takich zbiorowości jest ich niszowość oraz polityczna niedojrzałość. Formują je przeważnie osoby, które nigdy wcześniej nie zajmowały się polityką w żaden inny sposób lub takie, które w polityce nie odniosły nigdy sukcesu.
Co jednak najistotniejsze w niniejszych rozważaniach, w każdym kolejnym środowisku czy organizacji musiałem mierzyć się ze zdaniem osób, które próbowały przekonywać, że droga do zmiany politycznego status quo wiedzie przez skróty. To były różnego rodzaju i charakteru propozycje. Wszystkie je można by było podsumować w następujący sposób. Wyobraźmy sobie, że polityka to gra planszowa. Obowiązują w niej określone zasady. Są one trudne i nieprzejrzyste, zwłaszcza dla nowych, młodszych graczy, którzy nie mają doświadczenia ani bonusów zdobytych w poprzednich partiach gry. Przewaga starych graczy jest tak duża, a zasady tak niezgodne z naszymi sumieniami, że nie ma innego wyjścia niż tylko wywrócić stolik i postawić własną planszę. Istotną częścią gry jest oczywiście oszukiwanie i łamanie zasad. Jednakże łamanie podstawowych zasad, a już zwłaszcza wszystkich, wiąże się z wykluczeniem z zabawy.
Z tego powodu zawsze proponowałem, aby grać według zasad. Nie próbować wywracać stolika i siłą narzucać własne zasady lecz wygrać i zdobyć główną nagrodę. A jest nią pełnoprawna możliwość zmiany zasad na swoje. Przegrani nie mają nic do gadania.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ponieważ niezliczone już z kolei środowisko znów próbuje przewrócić stolik ryzykując, że połamie sobie przy tym ręce. Tym razem jest to Robert Gwiazdowski i jego przyszłe ugrupowanie Polska Fair Play.
Robert Gwiazdowski to bez wątpienia inteligentny i rzeczowy facet. Zna się na liberalizmie, podatkach i emeryturach. Jako prawnik i ekspert trzeciego sektora jest szanowany. Jednakże widać, że nie zna się na polityce. I zamiast otoczyć się zespołem doradców, który się zna i słuchać dobrych rad, działa na przekór zasadom gry.
Mecenas wyszedł z założenia, że merytoryczne postulaty gospodarcze są ważniejsze niż marketing polityczny. Jego i partię ma promować i bronić rzetelny program. Problem w tym, że w grze zwanej polityką nie otrzymuje się za to bonusów. Te ostatnie otrzymuje się za zdecydowane poglądy obyczajowe, szeroki uśmiech, cudowne obietnice czy też odpowiednio dobraną marynarkę. Wszystkie te elementy są u Gwiazdowskiego nieobecne.
Efekt jest taki, że dziś głośniej mówi się o projekcie politycznym innego Roberta – Biedronia. Różnica jest diametralna. Były poseł Ruchu Palikota nie ma rzetelnego programu. Ma natomiast ultraprogresywne poglądy obyczajowe, piękny uśmiech, zestaw słodko brzmiących obietnic z kosmosu i dobrze się ubiera. Do tego wszystkiego potrafi jeszcze robić show, podczas gdy u Gwiazdowskiego wieje nudą.
Rezultat? Choć panowie zaczęli udział w grze w tym samym czasie, to dziś Biedroń jest znacznie bliżej zwycięskiego pola. Tylko dlatego, że postanowił nie wywracać stolika.