NBP kontra prasa

Wydawać by się mogło, że tak potężna instytucja jaką jest Narodowy Bank Polski posiada wysoce wykwalifikowanych ekspertów. Tymczasem najnowsze działania Adama Glapińskiego i jego współpracowników sugerują zupełnie coś odwrotnego.

Gruchnęła bowiem wieść, że NBP złożył do Sądu Okręgowego w Warszawie 6 wniosków o zabezpieczenie i tymczasowe usunięcie materiałów prasowych związanych z tzw. „aferą KNF”. Wywołało to spore poruszenie w mediach. Nawet dziennikarze z tytułów zwykle przychylnych obecnej władzy ocenili sytuację negatywnie.

Co prawda – pomimo nowelizacji – polskie prawo prasowe wciąż jest wyjęte żywcem z dawno minionej epoki PRL i dopuszcza na kilka sposobów do ingerencji w wolność słowa. Jednakże NBP zachował się tak, jakby nikt tam nigdy prawa prasowego nie czytał.

Przede wszystkim zespół prasowy NBP – pytanie czy z własnej woli czy za poleceniem – nie wykorzystał możliwości, które oferuje prawo prasowe. Podstawowym uprawnieniem każdej osoby i instytucji, o której napisano materiał prasowy, jest wysłanie do redakcji sprostowania, które – jeśli tylko odnosi się merytorycznie do sprostowywanych treści i faktów – musi zostać opublikowane w jak najszybszym możliwym terminie, w tym samym tytule prasowym. Według redaktor Dominiki Wielowieyskiej z „Gazety Wyborczej”, która dostała pismo z sądu w związku w wnioskiem NBP, bank ze sprostowania nie skorzystał.

Ponadto, abstrahując od samego prawa, kompetentny zespół prasowy powinien stworzyć zaraz po wybuchu „afery KNF” odpowiednią strategię komunikacyjną, która powinna odsunąć, a przynajmniej złagodzić jakiekolwiek podejrzenia związane z bankiem i jego prezesem. Zamiast tego widzieliśmy Adama Glapińskiego przed kamerami, gdzie wypadł fatalnie pod względem wizerunkowym stając w obronie i wychwalając Marka Ch..

Oprócz tego pozostaje jeszcze jedna kwestia. Od lat, z niemałym zaskoczeniem, czytam co jakiś czas materiały prasowe o pozwach za słowa, które zostały przez kogoś wypowiedziane lub opublikowane. I za niemal każdym razem jest tak, że nigdy bym pewnie nie usłyszał o tych godzących w dobra osobiste uczynkach, gdyby nie informacje prasowe o pozwach i procesach za nie.

Niestety, ale większość skarżących cały czas nie uczy się na błędach swoich poprzedników i brnie w najgorszą możliwą strategię. Zamiast przeczekać i dać niekorzystnym wypowiedziom czas na zapomnienie przez opinię publiczną, dają im na nowo moc i większy zasięg. Niektórzy pewnie robią to z cynizmu, aby świat o nich nie zapomniał, desperacko poszukując byle jakiego rozgłosu. Większość jednak zdaje się uważać, że najlepszą odpowiedzią na krytykę, epitety, niedopowiedzenia i kłamstewka jest zwycięstwo w sądzie.

Oczywiście, sąd jest nieunikniony w przypadku ordynarnych kłamstw i oskarżeń, jednakże w większości tego typu spraw chodzi o sporo mniejsze niegodziwości lub nieprawidłowości. Na tyle, na ile prześledziłem wzmianki o „aferze KNF”, to co zostało opublikowane na temat NBP i prezesa Adama Glapińskiego na pewno może nadawać się na wysłanie sprostowania, jeśli fakty są inne. Jednakże te 6 wniosków do SO to już przesada i dość nieudolna próba krępowania wolności słowa. Rzecz jasna, z efektem odwrotnym do zamierzonego.