Prawo i Sprawiedliwość to partia do której przylgnęły takie pseudonimy jak „pobożni socjaliści” czy „Populizm i Socjalizm”. W ostatni weekend mogliśmy się przekonać, że nie są to jedynie złośliwe przytyki ze strony opozycji.
Partia Jarosława Kaczyńskiego oraz jej przystawki pod wspólnym szyldem Zjednoczonej Prawicy zwykli się określać „dobrą zmianą”. Na pewno rządy kolejno Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego są zmianą. Trudno jednak w obliczu dotychczasowych wydarzeń określać ją jako dobrą. Politycy PiS, odkąd przejęli władzę, wdrażają konsekwentnie wizję Prezesa i jego zmarłego brata. Polska ma być silna poprzez siłę instytucji państwowych, które będą bezwzględnie rozprawiać się ze wszystkimi tymi, którzy nie dostosują się do ideału kolektywnej współpracy na rzecz „dobra wspólnego”. Ma nim być państwo sprawne, bezwzględne, bezkompromisowe, niezależne i troskliwe – zawsze czujnie opiekujące się obywatelem. I choć nikt tego na „prawicy” głośno nie przyzna, jest to wizja o rzut kamieniem od modelu państwa totalitarnego.
Wizja braci Kaczyńskich pozostaje niezmienna od lat[1]. Obywatel jest słaby i państwo musi się nim zaopiekować, ochronić przed zagrożeniami. Wśród nich jest „agresywny” i „bezduszny” kapitalizm, obcy kapitał oraz elity, które dotychczas były u władzy. PiS ma przełamywać tzw. „imposybilizm” uprawiany przez poprzednie rządy. Państwo prawicowe nie cofa się przed żadnymi przeszkodami i wypełnia wolę ludu lub wskazuje pożądany kierunek zmian dla apatycznego społeczeństwa. Opieka ma być dla każdego, komu bez pomocy państwa wiedzie się źle. Ci, którym państwo przeszkadza są wrogami, a w najlepszym razie ofiarami poprzedniego układu.
Po dwóch latach rządów, które dzięki populistycznym zagrywkom (np. program „500 +”) zyskały ogromne poparcie społeczne, coś pękło. Zjednoczona Prawica zaczęła wyraźnie tracić poparcie natrafiając z jednej strony na własne „imposybilizmy” (np. opóźniony program „Mieszkanie +”), z drugiej na błędy legislacyjne i strategiczne (np. ustawa o IPN). Wizerunek „dobrej zmiany” został wyraźnie nadszarpnięty. Odpowiedź na ten kryzys została sformułowana podczas konwencji samorządowej Zjednoczonej Prawicy, która odbyła się w ostatni weekend.
Więcej „dobrej zmiany”
Koalicja Jarosława Kaczyńskiego rozpoczęła mobilizację przed zbliżającymi się wyborami. Wobec dramatycznego spadku w sondażach Premier Morawiecki został zmuszony do przedstawienia nowych propozycji i projektów, które mają pokazać obywatelowi, że „dobra zmiana” ma się dobrze i może dla niego zrobić jeszcze więcej niż dotychczas. Usłyszeliśmy zatem zestaw nowych, populistycznych obietnic.
Premier zamierza tym razem przełamać największy z „imposybilizmów” każdej władzy. Chce zwiększyć wydatki i zmniejszyć obciążenia podatkowe dla maluczkich. Krótko mówiąc, były prezes dużego banku zamierza bić się z podstawami matematyki i zasadami tworzenia zbilansowanego budżetu. Przede wszystkim jeszcze więcej pieniędzy mają otrzymać rodzice. Począwszy od 300 zł państwowej wyprawki dla każdego dziecka w wieku szkolnym (bez kryterium dochodowego), poprzez pieniądze za „szybkie urodzenie drugiego dziecka”[2], aż po wyższe emerytury dla kobiet, które urodziły czwórkę i więcej dzieci. Dodatkowe fundusze mają też otrzymać seniorzy, a także uczniowie i studenci do 25. roku życia.
Jeśli przyjrzeć się w tym propozycjom widać wyraźnie, że „dobra zmiana” obiecuje zatroszczyć się o niemal każdą możliwą grupę społeczną. W sumie jest to kilkadziesiąt miliardów złotych nowych zobowiązań rządu. Skąd premier chce wziąć na to pieniądze? Tutaj odzywają się werble z kącika pod nazwą „obcy kapitał”. Za absolutnie niezrozumiałym i naiwnym przyzwoleniem Unii Europejskiej mają zostać opodatkowane galerie handlowe i biurowce. W tym miejscu zadedykuję podobno wykształconemu premierowi poniższy obrazek:Po lewej widzimy państwo, w którym ludzie są bogaci. Po prawej państwo, w którym ludzie są biedni. Po lewej władza cieszy się z nowych biurowców – wskazują one, że gospodarka rozwija się. Po prawej władza zwalcza ludzi z „obcym” kapitałem, którzy chcieli by budować biurowce – przecież nie dadzą się neokolonizować w zamian za lepszy los obywateli. Pierwszy obrazek to Auckland w Nowej Zelandii. Drugi to Hawana na Kubie. Nowa Zelandia jest trzecia w rankingu wolności gospodarczej Heritage Foundation. Kuba też trzecia – ale od końca.
Jednakże nie tylko na obcy kapitał liczy Premier Morawiecki. Powiedział bowiem podczas konwencji, że Polskę trzeba „okupić niestrudzonym wysiłkiem i ciężką pracą”. A więc, drodzy bezdzietni przedstawiciele klasy średniej! Harujcie! Ktoś musi, aby inni nie musieli. Wtedy Polska będzie prawa i sprawiedliwa!
Projekt w zagrożeniu
Bardzo często mówi się o podobieństwach pomiędzy PO i PiS. Istnieją one również pomiędzy Donaldem Tuskiem i Jarosławem Kaczyńskim. Obaj panowie swoje rządy nazywają projektem. Projekt wymyślony przez braci Kaczyńskich jest jedynie bardziej agresywny i jarmarczny – grany niczym w takt hitu disco polo „Wszyscy Polacy” nagranego w latach 90. przez zespół Bayer Full. Wobec ostatnich kłopotów projekt ten znalazł się w zagrożeniu. Pojawiło się realne niebezpieczeństwo, że będzie krótszy niż był projekt Tuska.
W obozie władzy zapanował niebywały popłoch. Partyjne doły zostały postawione w stan najwyższej gotowości. A spin doktorzy przygotowali zestaw populistycznych obietnic, które mają projekt uratować. Za śmiałe ratowanie zabrał się również mój „ulubieniec”, wicepremier Gowin.
W zeszłym roku, tuż po założeniu partii Porozumienie, wspominałem, że ostatecznie upadł mit wolnościowca Jarosława Gowina[3]. Wtedy były minister PO złożył hołd lenny Jarosławowi Kaczyńskiemu. Tym razem oprócz klękania i peanów postanowił przedstawić śmiały pomysł reformy systemu wyborczego. Korzystając z bardzo bliskiej współpracy polsko-wegierskiej głosi kalkę starego, orbanowskiego pomysłu głosowania rodzinnego. Do tego pasuje tylko jedno określenie, które wymyślił przy okazji konwencji PiS Lech Wałęsa – „Księżyc +”. Wicepremier, jak cała prawica zresztą, orbituje gdzieś daleko w innej sferze świadomości. Ostatnimi czasy głosi kuriozalne tezy i historie. Wspomniawszy choćby opowieści o „biednym” żywocie ministra.
Podczas gdy Jarosław Gowin budzi co u niektórych uśmiech politowania, w międzyczasie jest wesoło w PSL. Konwencja PiS została w internecie wrogo przejęta przez ludowców, którzy pokazali ile pieniędzy zarobili na państwowym działacze średniego szczebla w „dobrej zmianie”. W kontekście przemowy Jarosława Kaczyńskiego o „czystych rękach”, którymi musi dysponować prawica, możemy chyba mówić o programie „Hipokryzja +”.
Jedno jest pewne. Władza, której grozi porażka w wyborach zrobi wszystko aby uniknąć utraty stanowisk. Koszta nie są ważne, liczy się długoterminowy projekt, zwany „dobrą zmianą”, tudzież „Budapesztem w Warszawie”. Chociaż, jakby się zastanowić, to mają chyba rację złośliwcy, którzy nazywają go bezpardonowo – „Koryto +”.
Autor tekstu: Łukasz Frontczak
Licencja tekstu: CC BY 3.0 PL
[1] W ostatnich latach bardzo popularna stała się opinia o „lepszym” bracie Lechu Kaczyńskim, którego koncepcje miały zostać zapomniane lub zniekształcone przez „złego” brata Jarosława. Należy ją jednak traktować jako nieudolną próbę dyskredytacji polityki Jarosława Kaczyńskiego w oczach twardego elektoratu PiS.
[2] Zdaje się, że Ministerstwo Zdrowia w swojej kampanii prokreacyjnej z królikami to jednak tak na serio. „Dobra zmiana” wyraźnie traktuje Polaków jak jakąś hodowlę obywateli.
[3] Jak bardzo daleko pan Gowin upadł od drzewa wolności można poczytać w ostatnich numerach tygodnika „Wprost”, w których redaktor Marcin Dobski ujawnia nieprawidłowości w rozdawnictwie naszych pieniędzy w resorcie nauki kierowanym przez wicepremiera.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.