Jest piątek 9 lutego 2018 roku. Spójrzmy na „informacje tygodnia”.
Polska żyje jakimś pomnikiem smoleńskim, nieistotnymi zmianami kadrowymi w spółkach państwowych oraz sporem historycznym o Holocaust. „Liberalne” media, które stoją w opozycji do Prawa i Sprawiedliwości mocno przeżywają kariery zawodowe Ewy Bugały i innych tzw. „misiewiczów” udając, że stoją w tym wszystkim po stronie zwykłych ludzi zaciekle walcząc z partią rządzącą. Tymczasem władza szykuje rewolucyjne zmiany w kodeksie pracy, które – niczym w memicznym video Zbigniewa Stonogi – odbiorą Polakom smak życia.
„Liberalne” media podchwyciły z całej palety niekorzystnych zmian tylko jedną – obowiązek odpracowania przerwy na papierosa. Tymczasem, jeśli proponowane zmiany wejdą w życie, nie tylko palacze będą mieć pod górkę! Ale tego „Lisweeki”, „Wirtualne Parówki” i „Wybiórcze” już nie dostrzegły. Rewolucja, którą szykuje Komisja Kodyfikacyjna Prawa Pracy, to mokry sen dla wszystkich pracodawców-cwaniaków. Na polskim rynku nie brak niestety takich „januszy biznesu”, którzy już pewnie zacierają ręce w związku z propozycjami rządu. Dla uczciwego, mądrego biznesmena i jego pracowników zapowiadają się natomiast liczne problemy.
Najbardziej szokującą zmianą ma być brak wypłacania na bieżąco wynagrodzenia za nadgodziny. Pieniądze, które wypracujesz, drogi Pracowniku, po godzinach, trafią do funduszu powierniczego Twojego szefa. I tenże Twój szef będzie mógł sobie pieniądze z tego funduszu inwestować. Czyli, jeśli bierzesz obecnie nadgodziny, aby zasmakować lepszego życia z wyższej pensji to rząd do spółki z pracodawcą Ci ten smak życia odbiorą. Będziesz tyrał ekstra za frajer, a pieniądze może kiedyś zobaczysz. Ale ku temu muszą być spełnione specjalne, arbitralne warunki, które niekoniecznie muszą Cię satysfakcjonować. Oczywiście warunki te są w przygotowywanym projekcie tak nieprecyzyjne, że równie dobrze, dopóki nie opuścisz firmy, to kasy nie zobaczysz. I trzeba tu wprost powiedzieć – tego nie wymyśliłby nawet najbardziej ideowy socjalista. Ta zmiana to jeden z najbardziej obrzydliwych pomysłów o jakim słyszałem. W przypadku przedsiębiorstw kierowanych przez „januszy biznesu” pogłębi on tylko problem wykorzystywania pracowników. Nie trudno bowiem sobie wyobrazić sytuację, w której szef Ci oznajmi, że możesz albo robić nadgodziny bez bieżącej wypłaty albo szukać innej pracy. Wobec pracowników z mniejszych miast i wsi taki szantaż może być skuteczny. I być może to jest właśnie powód milczenia wielkomiejskich mediów – „warszawka” sobie w takich warunkach jakoś poradzi.
Nie mniej szokującą zmianą jest planowana likwidacja umów cywilnoprawnych. Ta zmiana doprowadzi do licznych problemów organizacyjnych w funkcjonowaniu firm. W szczególności dotyczy to branż, w których zarówno dla pracownika, jak i pracodawcy istotną wartością jest wysoka elastyczność czasu pracy. Umowa-zlecenie daje przede wszystkim pracownikowi możliwość pracy wedle własnych potrzeb. Mam osobiście porównanie. Pracowałem zarówno na umowę o pracę, jak i na umowę-zlecenie. Dopiero ta druga otworzyła przede mną możliwości polepszania smaku życia. Dzięki zleceniu mogę zawsze dogadać się z pracodawcą odnośnie dni wolnych w miesiącu. Potrzebuję w przyszłym miesiącu wolnej środy, aby załatwić jakąś prywatną sprawę? Nie ma problemu! Potrzeba dłuższego weekendu? Też da się załatwić! Na etacie o taki grafik niezwykle trudno, ponieważ wymaga on spełnienia ustawowych warunków. I te – jeszcze bardziej niekorzystne niż obecnie – warunki chce narzucić wszystkim bez wyjątku rząd. Co znów znamienne – projekt pogorszy w tym zakresie pozycję pracowników. Dla części z nich będzie oznaczać wymuszone wydłużenie czasu pracy (do 6 dni w tygodniu!), a więc nawet Adrian Zandberg i Krytyka Polityczna tego raczej nie poprą. Zwłaszcza wobec podnoszonych przez nich ostatnio propozycji odnośnie skrócenia czasu pracy do 35 godzin tygodniowo.
Tym samym PiS podąża jakąś osobliwą, trzecią drogą. Komisja Kodyfikacyjna proponuje zmiany, które są nie do zaakceptowania zarówno przez stronę prosocjalistyczną, jak i prokapitalistyczną. W związku z tym, znów się okazuje, że wspomniany już internetowy śmieszek-przedsiębiorca Stonoga miał w 2015 roku rację. Nawet Platforma Obywatelska nie była tak szkodliwa dla przeciętnego Polaka jak obecnie partia Kaczyńskiego. Problem jedynie tkwi w tym, że przeciętny Polak tego jeszcze nie widzi. I co gorsza, może jeszcze długo nie dostrzec. Bowiem proponowana zmiana kodeksu pracy wcale nie odbije się rządowi czkawką w postaci gniewu ludu. Lud najpierw okaże swój gniew wobec pracodawców. Na pierwszy ogień pójdzie spór o wypłatę wynagrodzeń za nadgodziny – a więc środków, których uczciwy przedsiębiorca nie będzie mógł wypłacić od razu, nawet jeśli by chciał. Jednak dla przeciętnego pracownika to nie będzie istotne – prawo prawem, ale kasa się należy, a szef ją sobie tymczasem zatrzymuje. I potem lata na Maderę – za naszą krwawicę.
Szerzej o proponowanych zmianach w kodeksie pracy można przeczytać m.in. tutaj: http://kadry.infor.pl/kadry/indywidualne_prawo_pracy/zatrudnianie_i_zwalnianie/773062,Propozycje-zmian-w-nowym-Kodeksie-pracy-dluzszy-czas-pracy-zmiany-w-nadgodzinach.html
Licencja tekstu: CC BY 4.0