Wbrew wszelkim twierdzeniom zachłyśniętych leseferyzmem idealistów, wolny rynek to nie jest jakiś magiczny system, w którym wszystko działa maksymalnie sprawnie. Jak najbardziej w takim systemie zdarzają się wady, niedociągnięcia i niezaspokojone potrzeby. Pytanie brzmi, jak je wyeliminować?
Bardzo częstym błędem zwolenników leseferyzmu jest unikanie odpowiedzi na to pytanie. Takie osoby mówią, że pewne niepożądane zjawiska na wolnym rynku się zdarzają, ale wolny rynek jest i tak bardziej efektywny niż jakikolwiek inny system. W ten sposób kapitalizm przedstawia się jako coś statycznego, a jego wady jako coś nieuniknionego i danego raz na zawsze. Jest to bardzo pesymistyczna wizja społeczeństwa, która nieuchronnie daje argumenty zwolennikom interwencjonizmu. Skoro bowiem wolny rynek sobie z czymś nie radzi, potrzeba czegoś, aby ten stan rzeczy zmienić. Najczęstszą propozycją staje się państwo.
Tymczasem wolny rynek to nie jest żaden statyczny system, w którym niedogodności są nieuchronne. Zwolennicy leseferyzmu, którzy uciekają od odpowiedzi na pytanie o eliminację błędów rynkowych. lekceważą rolę jaką pełni w wolnym społeczeństwie przedsiębiorczość. To właśnie przedsiębiorcy, innowatorzy, wynalazcy i inwestorzy są odpowiednimi ludźmi, którzy mogą ulepszyć życie danej społeczności. Dla takich jednostek dzisiejsze problemy to jutrzejszy zysk dla siebie i komfort dla danej społeczności. Podam tutaj bardzo prosty przykład. Mieszkańcy centrów miast narzekają na brak miejsc parkingowych. Obecnie ma to zwykle związek z fatalną polityką urbanistyczną władz miejskich, a także obowiązującymi przepisami (np, tymi, które chronią rzekomo wartoścowe kulturowo zabytki; czytaj: pierwsza-lepsza stuletnia kamienica). Przypuśćmy jednak, że udaje się wprowadzić w życie pełny wolny rynek. Problem nadal pozostaje. Wiele budynków, ciasnota, niewiele miejsc parkingowych. Czy temu problemowi można jakoś zaradzić? Czy komuś by się w ogóle to opłacało? Cóż, bez państwa, samorządu i ich bezsensownych regulacji, zatłoczone parkingi w centrach miast to fantastyczna okazja zysku dla wielu przedsiębiorców. Część właścicieli kamienic może zechcieć przebudować swoje nieruchomości, na przykład poprzez budowę parkingów podziemnych dla mieszkańców (nie jest to rozwiązanie wcale abstrakcyjne). Inni z kolei mogą sprzedać swoją własność przedsiębiorcom, którzy zapragną wyburzyć dany budynek, aby na jego miejscu otworzyć parking strzeżony. Rozwiązania są liczne i nie trzeba się wcale oglądać za państwową interwencją. Jedyne czego potrzeba to pomysłowych ludzi, którzy zechcą rozwiązać dany problem i dobrze na tym zarobić.
Na takie rozwiązania jest przynajmniej na wolnym rynku szansa i nie potrzeba do tego żadnych polityków, ani urzędników, których rolą jest zabrać jednym i dać drugim (lub jak coraz częściej się zdarza – zabrać x i oddać x-n). Bez przymusu istnieje możliwość rozwiązywania licznych problemów. Odpowiedzią na chwilowe niepowodzenia rynku jest kreatywność i chęć zysku przedsiębiorczych jednostek. Jest tylko jedno ALE. Do tego jest potrzebna zmiana mentalnościowa i kulturowa. Ludzie musza się nauczyć, że życie nie polega na wyłącznym żądaniu konkretnych korzyści dla siebie na koszt wszystkich innych, lecz na tworzeniu korzyści dla siebie, poprzez tworzenie korzyści na rzecz innych. Dopóki taka postawa nie stanie się dominującą wartością społeczno-kulturową, dopóty wolny rynek będzie erodowany przez państwo i jego redystrybucyjnych beneficjentów.
Autor: Łukasz Frontczak
Licencja tekstu: cc-by 3.0
Licencja zdjęcia: cc0/pixabay
Wersja audio: