Zapisz się do związku zawodowego i pracuj za darmo! To Twój przywilej!

Związki zawodowe to dość intrygujące twory. Narosła bowiem wokół nich fasada złożona z mitu o tym jak to związki pomagają pracownikom w sporach i negocjacjach z pracodawcami. I byłoby doprawdy świetnie, gdyby tak właśnie one wyglądały. Tymczasem dzięki państwowym regulacjom związki uzyskały liczne przywileje, które powodują, że ich faktyczna działalność odbiega znacząco od mirażu, którym się otoczyły.

Najnowszym przykładem są wypowiedzi szefa Związku Zawodowego Maszynistów Leszka Miętka, który z aprobatą wyraża się na temat pomysłu PKP, aby jej pracownicy podjęli się dodatkowej, darmowej pracy podczas zbliżających się Światowych Dni Młodzieży [1]. Oficjalnie nie ma takiego polecenia, ale pracownicy otrzymują pisma, w których dyrektor „liczy na ich (pracowników – przyp. ŁF) zaangażowanie”. I szef związku nie widzi w tym niczego złego! Wręcz cieszy się, że powstała taka wspaniała inicjatywa. I, jak sam mówi, gdyby miał czas, to by pojechał pracować za darmo. Najwyraźniej więc pan Miętek żyje w ogromnym rozdarciu. Z jednej strony taka wspaniała inicjatywa – aż żal nie poświęcić swojego wolnego czasu na darmową pracę! Z drugiej jednak strony, czas wolny pana Miętka jest wyjątkowo cenny i nie będzie mógł pojechać i pracować bezpłatnie. Krótko mówiąc, szef związku zdaje się doskonale rozumieć swoje potrzeby, natomiast potrzeby innych są mało istotne wobec wspaniałej inicjatywy. Pracownicy powinni być wdzięczni, że mogą sobie popracować ot tak, za darmo!

Doskonale tutaj widzimy czym stały się związki zawodowe. Kierownictwo w nich dzierżą bynajmniej nie szeregowi pracownicy lecz zawodowi związkowcy. Ich pracą jest zarządzanie związkiem. I przez to są skrajnie oderwani od rzeczywistości. Na tyle, że potrafią nawet cieszyć się z darmowej pracy, którą mają świadczyć zrzeszeni w nich pracownicy. Związkom zawodowym umyka ekonomiczna rzeczywistość. Nie pojmują z czego się bierze wartość pracy i dążą drogą irracjonalnych postulatów. W przeszłości bywało, że pracownicy byli wcielani do związku choćby i siłą. Dziś stosuje się inne metody. Mniej spektakularne, ale równie niesprawiedliwe i obrzydliwe. Związki przede wszystkim paraliżują pracę przedsiębiorstw. Mają zagwarantowane przez państwo prawo do strajku bez żadnych konsekwencji. Mogą narzucać swoją wolę niemal bez końca – dopóki pracodawca nie pęknie lub firma nie padnie. Związki są też w pewnym stopniu odpowiedzialne za bezrobocie. Poprzez swoje odrealnione żądania płacowe utrudniają, a czasami wręcz uniemożliwiają osobom z zewnątrz zatrudnienie w danej firmie, jeśli taka osoba (np. młody, niedoświadczony w zawodzie człowiek) mogłaby się zgodzić na pracę za niższą płacę.

Naczelny postulat związków to równa, wysoka płaca dla wszystkich na tym samym stanowisku. Jednakże, z racji ludzkich zdolności i ułomności, rzadko bywa, aby praca wykonywana przez dwie osoby na tym samym stanowisku była tak samo efektywna. W konsekwencji ideału równości płac, lepszy pracownik dotuje gorszego. Aby naświetlić, dlaczego równość płac jest absurdem, posłużę się przykładem… piłkarskim. Piłka nożna to jeden z tych nielicznych, szczęśliwych biznesów, w którym równość płac nie obowiązuje. Wyobraźmy sobie jednak, że związek zawodowy piłkarzy Realu Madryt skutecznie przeforsowuje równe płace dla wszystkich 25 graczy ligowego składu „Królewskich”. Do czego by to doprowadziło? Albo do zawyżenia płac dla wszystkich, aby móc sprostać oczekiwaniom płacowym Cristiano Ronaldo, albo do drastycznego zaniżenia zarobków portugalskiego gwiazdora, aby móc zapłacić sporo więcej młodemu Marco Asensio. Efekt? Albo Real Madryt szybko by zbankrutował, albo straciłby najlepszych swoich graczy. A co, gdyby związki zawodowe piłkarzy dążyły do równych płac w każdym możliwym klubie? Coż, trudno przewidzieć, ale jeśli przyjrzymy się efektom działalności związków w innych branżach, to mogłaby ulec obniżeniu efektywność słabszych piłkarzy, a najlepsi utraciliby jeden z bodźców motywacyjnych do tego, aby stawać się jeszcze lepszymi niż są.

Powyższy tekst nie oznacza, iż uważam związki zawodowe za zbędne. Jest to błąd, który popełnia wielu zwolenników leseferyzmu. Związki mogą bowiem być bardzo pożytecznymi stowarzyszeniami pracowniczymi, pod warunkiem jednak, iż zostaną pozbawione przywilejów państwowych, które umożliwiają im legalne łamanie umów i wymuszanie na pracodawcach siłą (strajki) korzystniejszych zapisów. Wtedy związki zawodowe mogły by się skupić na udzielaniu pomocy prawnej i finansowej swoim członkom, a także pomagać w rozstrzyganiu konfliktów, czy to pomiędzy pracownikiem a pracodawcą, czy też pomiędzy poszczególnymi pracownikami. Jednakże takie zdroworozsądkowe rozwiązanie nie leży w interesie kierownictw związków, które żyją własnym życiem i własnymi (wcale nie małymi) pensjami.

Autor: Łukasz Frontczak
Licencja tekstu: cc-by 3.0
Licencja zdjęcia: cc0/pixabay


PRZYPISY

[1] J. Madrjas, „Związkowcy zachwyceni darmową pracą na ŚDM: Nie bądźmy takimi materialistami”, Rynek Kolejowy, 21 lipca 2016 [dostęp: 21 lipca 2016]